Czy trzeba być szamanem, aby okiełznać user experience?
Jest to pierwszy artykuł z serii poświęconej zagadnieniom UX (user experience). W kolejnych tygodniach postaram się Was przekonać, że „nie taki diabeł straszny, jak go malują” i warto się z nim zaprzyjaźnić. Będzie też o innych „magicznych skrótach”, takich jak: UI, IA, CX czy UCD. Wszystko to doprawię garścią praktycznych i szybkich do wdrożenia porad oraz wskazówek, które sprawią, że Wasz produkt lub usługa będą tymi, które wybiorą klienci, pokochają i polecą innym.
Kiedy zaczynałem swoją przygodę z UX/UI, byłem przerażony. Jednak w miarę oswajania tych tematów, moja ciekawość i chęć ich zgłębienia narastały. Dziś mogę powiedzieć, że user experience zmienił mój sposób patrzenia na świat i wpłynął pozytywnie na inne dziedziny mojego życia zawodowego.
UX czyli user experience, to nic innego jak, kolokwialnie mówiąc, nieirytowanie użytkownika podczas korzystania z naszego produktu lub usługi oraz wywoływanie u niego pozytywnych emocji i doświadczeń, które sprawią, że wróci do nas ponownie. Wbrew pozorom nie jest to takie trudne. Wystarczy poznać użytkownika oraz dowiedzieć się, jakie ma potrzeby i tym samym sprawdzić, co go denerwuje podczas użytkowania naszego produktu lub jemu podobnych. Kolejny krok to zmiana rozwiązań i mechanizmów, które będą pozbawione owych bolączek.
Chodzi o to, aby to, co oferujemy było przydatne (useful), łatwe w użyciu (usable), proste w znalezieniu (findable), wiarygodne (credible), pożądane (desirable), dostępne (accessible) i dawało użytkownikowi jakąś wartość (valuable).
Co kryje się pod wyżej wymienionymi określeniami?
Przydatny (useful): czy użytkownik tego potrzebuje, czy jest mu to niezbędne do osiągnięcia, wykonania swojego celu?
Łatwy w użyciu (usable): punkt niezmiernie ważny. Wielu projektantów zapomina, że to, co dla nich jest oczywiste i jasne, dość często nie jest takim dla typowego użytkownika. Wprost przeciwnie. Bardzo często w swojej pracy spotykam się z rozwiązaniami, które nawet dla mnie są niejasne i nieintuicyjne. Najprostszy test na łatwość w użyciu? Obudź w środku nocy swojego klienta i poproś go o znalezienie jakichś informacji lub wykonanie jakiegoś zadania.
Prosty w znalezieniu (findable): innymi słowy, czy w natłoku informacji i innych produktów użytkownik może w prosty i szybki sposób znaleźć to, czego szuka.
Wiarygodny (credible): czyli sprawdzony, rzetelny i pewny. Pamiętaj, masz tylko jedną szansę na dowiedzenie tego. Oszukany użytkownik pójdzie do konkurencji.
Pożądany (desirable): tutaj najważniejszą rolę odgrywają branding, zdjęcia, estetyka i emocje, jakie oprawa graficzna wywołuje w użytkowniku. Produkt lub usługa musi zapaść w pamięć, wywołać chęć posiadania.
Dostępny (accessible): każdy, podkreślam każdy, ma mieć możliwość bezproblemowego poruszania się i używania naszej strony czy systemu. Niezależnie od swoich ograniczeń fizycznych.
Wartościowy (valuable): czyli co obie strony, firma i użytkownik, zyskują, co z tego mają. Punkt jest ostatni, jednak stanowi motywację i powód robienia tego wszystkiego. Dla obu stron będzie to coś innego, ale bez uzyskania korzyści, nie ma sensu inwestować swojego czasu i zaangażowania.
Wszystko wydaje się proste, prawda? Jednak wiele osób zapomina o tych fundamentalnych wytycznych podczas etapu kreacji, tworzenia i później oddania produktu do użytkowania. Dlatego słuchajcie swoich klientów. Ich doświadczenia to bezcenny feedback, który pozwoli Wam ulepszać rozwiązania i rozwinąć biznes.